„Uwielbiam, gdy narratorem czy narratorką w książce jest postać wprost negatywna, której od pierwszych stron książki nie sposób lubić, która denerwuje, irytuje i najchętniej uratowałoby się przed nią wszystkie potencjalne ofiary. A jednak nie można, choćbyśmy byli najmilszymi ludźmi na świecie, to wszystko jest już zapisane. Lubię też książki, które muszą się skończyć tragicznie i od pierwszych stron nikt tego nie ukrywa. Bardzo lubię „Dorosłych” Aubert za to, że nie znoszę Idy, czterdziestoletniej architektki, która opowiada o tym, jak z okazji urodzin matki odwiedza rodzinny dom, w którym czekają na nią jej siostra z mężem oraz Stein, partner rodzicielki.”
– Wojciech Szot