„Zdaje się, iż jednym z zadań, jakie Bill Clegg postawił sobie w „Końcu dnia” było właśnie odarcie miłości z banału i pokazanie, że życie nie kończy się nawet wtedy, gdy zakochani (a może tylko szarpani pożądaniem? To kluczowe dla tekstu pytanie) po raz pierwszy spotkają się ustami. (…) Clegg do cna wykorzystuje możliwości, jakie wielka tajemnica z przeszłości stawia przed nim w sensie literackim. Sugeruje czytelnikowi całe mnóstwo rozwiązań, achronologicznie odkrywa kolejne karty, aby ten mógł spokojnie dopasowywać do siebie kolejne puzzle, doskonale panuje nad tempem tej wciągającej opowieści. Daje sobie czas na opisywanie niuansów i rozwijanie poszczególnych wątków, dzięki czemu fabuła osnuta wokół zdrady i jej owoców nie skręca w stronę kiczu, a spokojnej refleksji. Jest tu pewna literackość, o burym realizmie nie ma mowy (co doskonale podkreśla doskonale dobrana okładka), ale z całą pewnością nie jest to banalne poszukiwanie sensacji. Zresztą dodam, aby ostatecznie odciąć się od skojarzeń z szokującymi historiami o bękartach wielkich rodów, że Clegg więcej miejsca poświęca uciskowi klasowemu i rasowemu niż życiu pięknych i bogatych; jeśli ci manifestują się w swej półboskich postaciach, to są bezdusznymi manipulantami wykorzystującymi powiększaną przez pokolenia potęgę do sterowania życiem maluczkich ku własnej uciesze. (…) Jego tekst osnuty jest wokół ludzkich namiętności i tego, jak kształtują one kolejne życia - to bodaj najstarsza materia literacka, jaką można sobie wyobrazić. Amerykanin obrabia ją w XXI wieku i robi to naprawdę solidnie - jeśli szukają Państwo idealnego zajęcia na kilka leniwych jesiennych popołudni, będzie to świetny wybór.”
- Bartosz Szczyżański, „Lubimy Czytać”