(…) „Pierwszy bandzior” nie jest jednak aż tak surrealistyczny, jak by się mogło wydawać, bo bohaterowie są tylko trochę bardziej osobliwi niż być powinni. Jednak ich dziwność jest dla czytelnika dość niepokojąca. Głównie dlatego, że postaci realizują to, o czym inni byliby w stanie tylko pomyśleć. A przynajmniej starają się realizować, bo nie zawsze im to wychodzi. Dużo tu fizjologii, niezręcznego seksu, kuriozalnej przemocy, a także niezliczonej liczby przykładów na to, jak cienka jest granica między nienawiścią a miłością, a także ogólnie przyjętymi normami społecznymi.
Miranda July otwiera nam drzwi do świata, w którym przyszłoby nam żyć, gdyby ego nie czuwało nad uczynieniem zadość wymogom restrykcyjnego superego i podstępnego id. To rzeczywistość, w której zamiast zaspokajać imaginacyjnie swoje fantazje i stawiać czoła obawom, zaczynamy wprowadzać je w życie. Wobec każdej książki ma się jakieś oczekiwałby. „Pierwszy bandzior” jest tak nieprzewidywalny i tak często prowadzi nas na manowce, że w pewnym momencie przestajemy mieć jakiekolwiek oczekiwania i dajemy się ponieść przewrotnej narracji, do ostatniej strony nie wiedząc, gdzie byliśmy. Z Cheryl? Czy może w jej głowie? Oczywiście, możemy rozpatrywać „Pierwszego bandziora” w kategoriach powieści o poszukiwaniu siebie i swojego miejsca w świecie. Tym bardziej, że zdarza się Mirandzie July uderzać niekiedy w ckliwe tony. Ja jednak wolę postrzegać „Pierwszego bandziora” jako książkę, w której rządzi specyficzny humor, absurd, groteska i dzięki której patrzymy na rzeczywistość przez pryzmat odważnie realizowanych, nawet najbardziej kuriozalnych pragnień bohaterów. Zwłaszcza że autorka stosuje arcyciekawy zabieg, który polega na tym, że główna bohaterka wchodzi w głowę kogoś innego i realizuje cudze fantazje. Albo przynajmniej takie, które jej się wydają cudzymi. Miranda July w bardzo specyficzny, absurdalny i naturalistyczny sposób pokazuje, jak trudno nawiązać prawdziwą, nieudawaną relację z drugim człowiekiem. I jak niewiele ma to wspólnego z New Age, chromoterapią i naszymi własnymi wyobrażeniami. Co nie znaczy, że się to czasem nie udaje. I to czasem sprawia, że pojawia się na naszych twarzach uśmiech towarzyszący dopasowaniu do siebie puzzli. Nawet jeśli obrazek, który w rezultacie otrzymamy, nie trzyma się kupy.
Wnioski po odłożeniu „Pierwszego bandziora”? Wszyscy jesteśmy dziwni. Bez wyjątku. Gdyby tylko nam zajrzeć do głowy. A może lepiej nie… (…)
