„Strega” to jedna z tych opowieści, które oddziałują na wszystkie zmysły czytelnika, a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Johanne Lykke Holm pisze w taki sposób, że od razu przed naszymi oczami rozpościera się ten górski krajobraz skąpany w upale. Rozkwitnione rośliny, szaleństwo bujności, rozpusta smaku, a tu grupka dziewcząt ukryta w mroku. Szepty nocą, odgłosy kroków niknące w ogrodzie… Hotel pachnie krochmalem i papierosami palonymi na schodach. Truskawkowym szamponem, dziewczyńskim dezodorantem. Gumą do żucia. Dorastającym ciałem, ściśniętym ciasnym gorsetem. Sam hotel jest niczym wielka jaskinia, niezbadana pieczara, która pożera, pochłania, a która tli się dziwnym, chorobliwym blaskiem. Ten blask ma odcień krwistej czerwieni i podobno widać go, gdy nadchodzi zmrok.
Czyta się z zachwytem, z zapartym tchem, jak pamiętnik nastolatki, młodej kobiety zagubiony w czasie i przestrzeni. Johanne Lykke Holm nie bez przyczyny zawiesza swój hotel gdzieś na krawędziach istnienia. To poczucie oderwania, operowania gdzieś na granicach jawy i snu pozostaje z nami do samego końca.
Blog literacki „Wielki Buk”
Zobacz recenzję „Stregi” w zestawieniu Najlepszych Horrorów 2022 roku wg bloga „Wielki Buk”