(…) Czytam ponownie „Pierwszego bandziora” po wczorajszym maratonie recenzji. Nieustająco pozostaje moją ukochaną książką. Łagodne zstąpienia stylu, taktyka przymiarek (jak bardzo ładnie to nazwała Anita Musioł w rozmowie z tłumaczem), łamanie patosu, kampowa błahość, nawykowa śmieszność i życie w obronie własnej.
Coś wspaniałego. Śmieję się z niektórych fraz bardzo, są idealne, haftowałabym je na makatkach. Nie wiem, czy nie jest to jedna z najważniejszych książek (najważniejszych Mirand) w moim życiu. Blisko jej do „Kosmosu” Gombrowicza i nanizywania performatywów na łańcuszek historii, nadawania znaczeń.
Cheryl to Emma Bovary swoich śmiesznych czasów, wykonuje miłość jako dramatyczne czekanie, aż coś się wydarzy i stanie. Doskonała jest ta książka.
Pierwsze z brzegu zdania na makatkę:
„Prowadził samochód tak samo, jak żył: z poczuciem uprzywilejowania, bez migaczy. ”
„Ciekawie było stawać się osobą tak pozbawioną skrępowania i odsłoniętą, tak kobiecą. Dana mogłaby zrobić karierę, gdyby nagrała takie filmy na wszystkie okazje: budzenie się, odbieranie telefonu, wychodzenie z domu. Kobiety mogłyby to oglądać i uczyć się, co robić, kiedy n i e s ą atakowane, jak czuć się w czasie wolnym od napaści.” (…)
