Nowalijki – Nie jesteśmy tu dla przyjemności

Tak się złożyło, że drugą na polskim rynku wydawniczym powieść Niny Lykke Nie jesteśmy tu dla przyjemności czytałem w czasie trwających w Warszawie Targów Książki. Nie planując takiego zbiegu okoliczności, sięgnąłem po powieść, której głównym bohaterem jest nieco przebrzmiały pisarz próbujący za wszelką cenę funkcjonować na coraz trudniejszym rynku wydawniczym. To zresztą powód, dla którego przeczytałem książkę norweskiej pisarki – jako czytelnik od zawsze, a bloger od dekady – żywo interesuję się zarówno światkiem literackim, jak i napędzającymi go mechanizmami, które autorka obnaża bez cienia zawahania.

Literaturę skandynawską doceniam za umiejętność analizy bolączek współczesnego świata, co prawda w odniesieniu – jak w przypadku prozy Niny Lykke – do Norwegii, ale poruszane przez nią wątki znajdą zrozumienie u czytelników pod każdą szerokością geograficzną. Autorka bowiem splata w jednej fabule karykaturalny obraz świata literackiego, motyw kryzysu wieku średniego, a przede wszystkim kryzysu męskości oraz diagnozuje, z wnikliwością i sarkastycznym humorem problemy współczesnego społeczeństwa. Tego może bardziej uprzywilejowanego, zasadniczo zdolnego do refleksji, ale czy aby nie za bardzo rozleniwionego i wygodnie umoszczonego w swojej bezpiecznej bańce?

Knut ma sześćdziesiąt lat, najlepsze czasy literackiej kariery za sobą, rozwód i właściwie zerowy kontakt z dorosłym synem, że o zajętym nową rodziną ojcu nie warto wspominać . Knut ma także na koncie książkowy bestseller, ale od lat nie napisał niczego ważnego, a rachunki trzeba z czegoś opłacać. Dlatego, kiedy w ostatniej chwili otrzymuje zaproszenie na prestiżowy festiwal literacki w Lillehammer, decyduje wziąć w nim udział. Będzie gościem panelu pod znamiennym tytułem Niewierność w życiu i literaturze, a wśród rozmówczyń będą jego była żona oraz pewna pisarka, która w przedstawiła Knuta w bardzo niekorzystnym świetle. Lepsza taka reklama niż żadna, a kto wie, może tym razem zapomniany pisarz przy okazji trafi na temat, dzięki któremu powróci na literacki Parnas.

Styl Niny Lykke charakteryzuje ostrość i ironia z jaką portretuje hermetyczny światek literacki, obnażając jego próżność i cynizm oraz nieustannie zmieniające się zasady gry. Pisarki i pisarze jawią się w powieści jako ludzie małostkowi, złaknieni poklasku i sukcesu za wszelką cenę nawet, a może przede wszystkim, kosztem koleżanek i kolegów po fachu. Zazdrość i zawiść połączone z chorą ambicją oraz pragnieniem rozgłosu przekładającego się na konkretne zarobki tworzą niebezpieczną mieszankę wybuchową, której ofiarą stał się Knut – choć to akurat spore uproszczenie wymagające uzupełnienia konkretnymi faktami.

Główny bohater powieści jest mężczyzną, którego wyobrażenia o świecie, także literackim oraz relacjach damsko-męskich zatrzymały się lata temu. Od wydania jego najważniejszej powieści minęły dwie dekady, ale pisarz zdaje się nie zauważył, że w tym czasie świat bardzo się zmienił, a pewne sądy czy zachowania budzą dziś społeczny sprzeciw. Nie sposób odmówić mu sarkazmu oraz (tylko momentami, ale jednak) zdrowego dystansu wobec poprawności politycznej, jednak z drugiej strony zachowanie wobec koleżanki po fachu, która uczyniła go negatywnym bohaterem własnej autofikcyjnej prozy nie daje się obronić. Choć dla przeciwwagi warto napisać, że i jej motywacje budzą wątpliwości, a określenie Knuta mianem ofiary świadomie uknutej intrygi nie jest znów takie dalekie od możliwej prawdy.

Knut za wszelką cenę próbuje utrzymać się na powierzchni, żyjąc z jednej strony wspomnieniami sprzed lat, z drugiej zaś – mocno nieporadnie – próbując na nowo zbudować swoją pozycję w świecie zdefiniowanym przez ułudę mediów społecznościowych narzucających powierzchowność relacji, kulturę unieważnienia, czy ruchów społecznych skupionych wokół #MeToo. To jasne, że Knuta dopadł także kryzys wieku średniego oraz kryzys męskości w ogóle, czego bohater ma szczątkową świadomość, bo gdyby miał ja bogatszą, okazałby się bardziej wyczulony na zmiany zachodzące wokół niego. A tak, pisarz, mimo że wciąż ma wiele do powiedzenia, zachowuje się jak własna karykatura, staje się obiektem kpin oraz złośliwych przytyków, a jego z trudem wywalczona pozycja na rynku wydawniczym chwieje się coraz mocniej.

Nie jesteśmy tu dla przyjemności to nie tylko wnikliwe spojrzenie na rynek wydawniczy i kierujące nim mechanizmy, to także inteligentna satyra i niepozbawiony szyderczego humoru obraz współczesnego świata. Nina Lykke skupia się, co prawda, na jego zamożnym i uprzywilejowanym wycinku, ale ze świadomością, że tworzący go ludzie są zbyt małostkowi na to, aby zdobyć się na szerszą refleksję oraz podjąć dialog z dynamiczną rzeczywistością wokół. Perypetie Knuta na festiwalu literackim śmieszą, jego zachowanie niejednokrotnie żenuje, ale i zmusza do pogłębionej refleksji na temat wartości wyznawanych przez dzisiejsze społeczeństwa. Warto także pamiętać, że autorka ostrze satyry kieruje także w stronę swojego czytelnika w myśl zasady, że przy okazji krytykowania innych, śmiejemy się sami z siebie. Tylko wtedy, nie jest już tak zabawnie. Nieprawdaż?

Podaj dalej

Autorzy Pauzy, o których mowa w recenzji

Książki Pauzy wspomniane w recenzji

Promocja

audiobook: 49,90  29,94 
książka: 49,90  29,94 
e-book: 44,90  26,94 
Przewijanie do góry